niedziela, 22 lutego 2015

Pijcie whisky

Po 0,7 - napiszę tak - pijcie whisky nie wódkę.

Pijcię na zdrowię!!!

Wspomnienia cudowne!

środa, 18 lutego 2015

Widmo strachu czyli jak to szewc bez butów chodzi...

Seriously? Ale tak na poważnie? Nie idzie sobie życie tak jak człowiek zaplanował, ale zbiegi okoliczności podcinają skrzydła, żyły, gardło. 

Prozaiczna sprawa - system nadaje się (od dłuższego czasu) do reinstalacji. Normalne. Brak tej operacji od 1,5 roku, przy wielu aplikacjach w sieci wewnętrznej, pracy w domenie, pracy zawodowej, programach różnej maści, instalacji, reinstalacji, musiał się posypać. Ale tak na poważnie - mi? Tak. 

I tutaj łapie człowieka nostalgia. Co jak co, ale przy takim profilu działalności, mój sprzęt powinien dawać przykład niczym Andrzej z przejazdu kolejowego. Ale WIN 7 HP, +12 GB RAM, +i7-3537U nie tylko tak chcę się ode mnie uwolnić. 

Ku przestrodze...
2,5 roku temu poprzednik przez małą awarię wyzionął ducha. Do dzisiaj spogląda na mnie z półki. Nauczony życiem, zwracam uwagę na wszelkiego rodzaju przepięcia, czy na zasilaczu, czy na gnieździe AC, czy ostatecznie na usb. Długotrwałe przepięcie, zły "prąd" na zasilaczu, choćby odchył w skali 2% może doprowadzić do "nadpalenia" płyty głównej, a stąd blisko do spalenia mostu Łazienkowskiego. O pardon - mostku północnego. Ale przez 1,5 roku nic się nie stało, to po co uważać. Wystarczy tylko niewielki upadek z ok 10 cm, w ochronnym etui, na gumę, żeby wbić i złamać jedno z 3 gniazd usb. Oczywiście w gnieździe musi być nanostick od myszki, ale kto by zwrócił na to uwagę. A mądrzejsi mówili: "Cwaniaku, spadnie Ci i w najlepszym razie - po usb".

Co robić - biec do serwisu - naprawiaczy - magików (ewentualnie samemu, jeśli nie jesteś związany emocjonalnie z maszynką) i prosić o wymianę usb. Oczywiście uprzednio sprawdź fora i dowiedz się, że taka operacja to koszt ok 150 zł. Ale może się tak zdażyć, że masz na tyle nietypowe usb, że żaden dostawca nie posiada części zamiennych, a Twoje usb to cała płytka. Zajebiście.

I tutaj poproś - w moim przypadku magicy wiedzieli czego chcę - o odlutowanie niesprawnego gniazda. Zabezpiecz do smaku taśmą izolacyjną (a żeby wyglądało jeszcze gorzej i wkurwiało jeszcze bardziej) - najlepiej w kolorze czarnym. I czekaj na okazję na allegro.

Co mnie czeka? Nie kolejne wdrożenie usług google - a niepotrzebna zabawa. I tak zapomnę o spersonalizowanym logonie albo o czcionkach.

Ale to tylko pierwiastek żartu jaki los dotyka mnie obecnie!
Inni mają gorzej, owszem. Ale ja mam wsparcie. Tego się trzymam.

niedziela, 8 lutego 2015

Ziarno Prawdy The Movie - wrażenia mieszane

Uwaga spoilery / ale na tyle delikatne, że ktoś kto jeszcze nie widział Ziarna może czytać.

Reżyseria: Borys Lankosz
scenariusz: Borys Lankosz / Zygmunt Miłoszewski
gatunek: Kryminał / Thriller
produkcja: Polska
premiera: 30 stycznia 2015

Cóż za film! Cóż za film można by rzec. Przyznam się szczerze, że pierwszy raz w życiu będąc w kinie / przed TV / przed kompem tak oglądałem film. Nie interesowała mnie fabuła - szukałem szczegółów. Czy było to krytyczne - na pewno, ale nie miałem takiego zamiaru. Nie jestem krytykiem. Daleko mi do kanałów YT (for example - tylko premiery z Grzegorzem Barańskim na czele). Ale idąc do kina, szedłem tylko z jedną myślą - będę dobrze się bawił - bo "trylogia" Z. Miłoszewskiego dała mi coś, czego nie miałem. Nie hobby - nie jestem bogatym skurwysynem, którego stać na hobby. Na pewno pewnego rodzaju uwielbienie dla twórczości Miłoszewskiego. Już pisałem o tym wcześniej. Polecam po stokroć twórczość Miłoszewskiego. Marzeniem jest ekranizacja "Bezcennego", ale błagam - nie spierdolcie go tak jak Ziarna. Ale od początku.

FILM
Nie jestem znawcą. Jak każdy siadam na dupie i oglądam. Może mnie wyróżniać tylko, że w większości kino jest przewidywalne i niestety nie mam frajdy z końcówek filmów. Powtarzam - większość, nie całość!
Ten film nie jest przewidywalny, jest kawałkiem dobrego thrillera. Tak dobrego, że nie przypominam sobie takiego polskiego filmu. Ale to zasługa fabuły, która oparta jest na powieści Zygmunta od Miłoszewskich. Który zbiera obecnie laury za 3cią część trylogii i jeździ po Europie z premierą pierwszej części. Mam nadzieję, że Hiszpanom spodoba się (mam nadzieję, że napisze bezbłędnie) - El caso del Telak czyli nasi Uwikłani. Sukces ogromny. Pan Miłoszewski, sam pisze o swoich góru na swoim profilu, więc polecam Google i poszperać. 
Książka jest zajebista. Słuchałem jej w większości bez opamiętania. Za co dziękuję autorowi.

Ale co z tym filmem. Tutaj jest inaczej.
Robert Więckiewicz. Lepiej dobranego aktora do roli nie można sobie wyobrazić. Może jedynie B. Linda sprzed 20 lat (żeby pasował wiekowo) mógłby na równi zagrać Prokuratora Teodora Szackiego. Co do samej gry aktorskiej - powtarzam, że znawcą nie jestem, ale na srebrnym ekranie widziałem warszawskiego Prokuratora, nie aktora. To chyba mówi samo za siebie. ALe dość tego ckliwego pierodlenia.

Antysemityzm, jego ukazanie - trochę mi tego brakowało.
Ale książka to nie film - scenariusz różni się od pierwowzoru, do czego scenarzyści mieli pełne prawo i zrobili to dobrze.
Aby prawdzie oddać zadość, krótko o fabule. Film przenosi nas do współczesnego Sandomierza, który historycznie dostał po dupie, ze względu na jego żydowskie korzenie i późniejszy antysemityzm. Wspaniały klimat, ponury, okraszony ciętymi ripostami Prokuratora świat, w którym dochodzi do szeregu zabójstw na tle rytualnym, przez który społeczeństwo staje się żydożercami, ale czy na pewno... 

Dlaczego uważam, że jedną z lepszych polskich sensacji spierdolono? 
1. Scenariusz, którego współautorem jest Miłoszewski
2. Długość filmu - zabrakło mi 20 minut
3. Za mało Sandomierza w Sandomierzu.

Ni jak ma się Ziarno do Uwikłania, w którym zaadaptowano scenariusz w luźny sposób. Więc nie można było robić lekkich odwołań jak choćby spotkania Misi z poprzednią pracodawczynią Szackiego. 
Ad. 1 i 2
Film dla tych, którzy pochłoneli książkę może okazać się niedosytem. Nie mówię tutaj o przemyśleniach i opisach narratora - to przecież film. Jednak wydawać się może, że Miłoszewski z Lenkoszem za bardzo zawierzyli w znajomość powieści. Dla osób, które przeczytały Ziarno, nie ma większego problemu, ale dla zapewne 95% reszty film może się okazać niezrozumiały. Jest to opinia współtowarzyszy z kina, którzy dopytywali o najważniejsze sceny.
Przykłady: 
- spotkanie u Rabina Zygmunta, 1 minuta więcej na rozważania o KWP, które nakierowały później Szackiego byłby właściwsze. (Poza tematem - szkoda, że mimo nowoczesnego wystroju mieszkania Rabina zabrakło pięknych żydówek na ścianach... ach)
- dyskoteka i Szacki z Klarą, krótkie ujęcie, seks w mieszkaniu i rozstanie. Tyle. Brakowało mi rozdarcia Szackiego i jego ludzkiej twarzy przy tej niepotrzebnej decyzji. Za szybko.
- Klara i jej praca przewodniczki i późniejsza pomoc. Szkoda, na prawdę, bo mogłaby być piękna scena z "niechcianym" knock-outem Szackiego przez jej brata.
- krakowski ekspert. Pozbyłbym się w takim natłoku zdarzeń i musu ucięcia czegoś na potrzeby filmu sceny z Krakowianinem i jego żółcią. Bo ani nie wiadomo skąd i dlaczego i po co. Nie wrócono później jak to się miało w pierwowzorze do konkluzji.
- wybuch w lochach. Za szybko... brakuje powiązania ze sceną, krzyku choćby Wilczura.
- sposób dojścia do pierwotnego rozwiązania sprawy. Zabrakło tutaj romansu z Barbarą Sobieraj i motywu jej ojca. Skrócono to nazbyt. Nie do końca spójnie i tutaj można było się pogubić. O spotkaniu Misi w kawiarni z Panią Prokurator z Warszawy nie wspominając (też mi tego zabrakło), ale tego można było się wyzbyć na rzecz ojca B. Sobieraj.
- lochy po raz 3. Może i dobrze, że w ten sposób usłyszano to co trzeba było usłyszeć - i nawiązano po raz kolejny do Klary. Ale telefon od Kuzniecowa, również był na swój sposób fantastyką, więc można było się pokusić o 3 rozwiązanie. Szkoda.
- historyk i jego ostatnie spotkanie. Znów zabrakło pewnej spójności i śmieszności z adaptacji. Która mogła dodać smaczku całej produkcji.
- zauważalny brak konsekwencji w szpitalu przy spotkaniu Szackiego i Sobieraj. Widać, że Miłoszewski balansował pomiędzy scenariuszem i powieścią, dlatego nie wychwycił niuansu.

Ad. 3 
Oglądając kadry z filmu, można byłoby czuć niedosyt. Mało tego Sandomierza. Zabrakło mi specyficznego podejścia Sandomierzan do Ojca Mateusza, czy szerszego spektrum miasta. Do tego te otwockie wille. Gdzie "Skurwiel City" a gdzie Sandomierz!

Dużo tych... braków dla mnie. Ale są mega plusy, za które zachęcam do odwiedzenia kina. To jak Szacki rozprawił się z najlepszym przyjacielem człowieka. Sposób ujęcia, szybkość decyzji. MEGA! Sam sprawca i jego próby przemiany w ostatniej scenie z nim - tego oscarowcy nie grają. Dla niech to za trudne.  

Co do obsady - patrząc na każdego aktora, można sobie przypomnieć szczegółowe opisy Szackiego z powieści. Jednakże wyjątki stanowią regułę. Chodzi o Misię graną przez Iwonę Bielską (Dziękuję za poprawkę Ma Golab). Jedna jedyna scena - zagrana super. Nie dziwi mnie do końca wybór tej aktorki, ale w takim wypadku nie dziwi mi także rezygnacja z późniejszych scen z Panią Prokurator Marią Miszczyk. Bo Pani Iwona niestety nie pasowała by do rozważań Szackiego.

I Modest Ruciński jako Roman Myszyński. Zagrany super. Ale... mimo, że kreacja fantastyczna, szkoda, że nie pomyślano o bonusie dla Audiobookowiczów. Młody aktor Robert Jarociński - byłby moim zdaniem wisienką na torcie. Dlaczego? To zostawiam Wam.

O bonusie dla czytelników pamiętano. Rozważania Prokuratora na temat twórczości Edyty Bartosiewicz versus piosenka promująca film. Pewnego rodzaju oksymoron, który bardzo mi się spodobał.

Kończąc, mimo braku możliwości nawiązań, brakowało mi również niechęci Teodora do Sandomierza, samych Sandomierzan, który opisywałem we wcześniejszych postach. Ale z ręką na sercu... Polecam najlepszy polski thriller jaki ostatnio widziałem.

Post pisano przy wsparciu: Pepsi Max (gdyż dieta) + Queen Margot (za namową małżonki). Połączenie okazało się trafione.

Pijcie, na zdrowie

czwartek, 5 lutego 2015

Google Apps ver. Edukacyjna (Dla Uczelni Wyższych)

Udało się.
Miesiąc przygotowań. Konfiguracji. Tworzenia prostego helpdesku. Zakładania kont zgodnie z wytycznymi lub ich braku. Udało się.

Kolejna POLSKA Uczelnia Wyższa wdrożyła u siebie Google Apps dla Uczelni Wyższych. 
Komercyjna wersja jest marzeniem każdej korpo. 4$ za użytkownika miesięcznie, tutaj jest to w pełni darmowe. Możliwe założenie nieograniczonej ilości skrzynek. 

Krok po kroku/step by step
  • Założenie konta Google Apps
  • krótka weryfikacja domeny oraz licencji edukacyjnej
  • Tworzenie kont pracownikom administracyjnym
  • Równocześnie pobieranie z baz danych struktury studentów oraz implementowanie CSVki do systemu
  • Równoczesne przypisywanie do odpowiednich Google Grup
  • Równoczesne dodawanie odpowiedniej ikony dla pracowników (względy estetyczno-uczelniane)
  • Pierwszy problem - subdomena mimo, iż hierarchicznie jest pod domeną wymaga oddzielnej konfiguracji
    • Cel - studenci będą korzystać z ...@student.nazwauczelni.pl
    • Panel przyjmuje możliwość tworzenia "pod organizacji", jednak w niej konta mogą być tworzone ręcznie. 1200 sztuk - no fucking way!!!
    • Import struktury studenckiej do nazwauczelni.pl - i przenoszenie mozolne, zaznaczając pojedynczo rekordy. (Można byłoby trochę szybciej - ale konta administracyjne już są w "organizacji")
    • Zaznacz wszystko - brak opcji
    • Konta pojawiają się na liście podobnie jak facebook wall - im niżej jesteśmy tym ładują się kolejne.
    • Udało się. 
  • Tworzenie odpowiednich scenariuszy działania oraz reguł wewnątrz appsów
  • Stworzenie strony logowanie na sites.google.com - z wyjaśnieniem idei
  • Sprawdzanie oraz poprawki
  • Pobranie pakietu instalacyjnego dla każdego użytkownika - chrome / drive etc.
  • Ostatni etap - zmiana rekordów strefy dns (mx) - niestety problem - brak haseł do serwera wewnętrzne. Ale powiedziane A - trzeba zamknąć sprawę. Dziś o godzinie 14.30 Google Apps dla Uczelni w pełni funkcjonalne
Co przede mną:
  • Instalacja pakietu startowego
  • Szkolenia
  • Poprawki
  • Przeniesienie możliwych danych - kontakty / poczta
Info z google.com - "Wdrożenie Google Apps zajmuje średnio sześć tygodni." - co jest prawdą - dla jednego człowieka z innymi zadaniami + czas po uruchomieniu.

Piękna sprawa. Zobaczymy jak będzie działać w "strukturze" administracyjnej Uczelni Wyższej.